Co z tą naszą Adolfiną?

W związku z nadchodzącymi wyborami w Niemczech wiele osób zastanawia się i słusznie jak ewentualne zmiana kanclerza może wpłynąć na Polskę. Otóż jeżeli korporacje zdecydują zmienić „oficera operacyjnego” z naszej umiłowanej pani Adolfiny (cytując nieocenionego pana Michalkiewicza) na Martina Schulza żyda po gimnazjum lub w co nie wierzę na żydówkę Sarę Wagenknecht, to zdecydowanie nasza przyszłość rysuje się bardziej pesymistycznie niż w przypadku gdyby przy władzy pozostała obecna kanclerz. 


Pani Adolfina wykonująca dosyć dzielnie i uparcie wytyczne jej korporacyjnych mocodawców, sprawdza się w polityce zakrojonej długoplanowo. Skonstatować można ,że „wali”kraje unijne muzułmańskim kompromatem w tym też i swój, choć pozornie odnosi się wrażenie jakoby kraje środkowo europejskie wymykały się nieco spod jej rozkazów, to nic bardziej mylnego. Polska nie była przeznaczona na zalew muzułmański a ukraiński. Natomiast Węgry grają na dwie strony i to z profitem dla nich.

Skoro zamiana z obecnej pani kanclerzycy na Martina Schulza dokonałaby się w najbliższych wyborach, to pomimo iż byłaby w rzeczywistości to zamiana przez szefów korporacyjnych jednego oficera operacyjnego na drugiego, to reperkusje tej zmiany byłyby niekonieczne równoznaczne z pozostawieniem Angeli Merkel na następną kadencję a to z tego najprostszego powodu, że pan Schulz aż płonie z niecierpliwości by dać Polsce nauczkę.

Analizując wypowiedzi Martina Schulza na podstawie niemieckiej prasy, nasuwa wniosek, że temu politykowi bardzo zależy na przyśpieszeniu islamizacji Europy, więc jako że jest to główny plan korporacji pan Schulz powinien być teraz obdarzony przez nich szczególnym błogosławieństwem. Jednakże sytuacja w Europie prawdopodobnie nie „dojrzała” do Schulza i jak należy domniemywać wygra Merkel ze swoją raczej „stonowaną” polityką w stosunku do swojego rzekomego rywala.

Po hipotetycznej wygranej Schulza w którą nota bene nie wierzymy, wprowadzono by natychmiast w stosunku do naszego kraju co poniektóre punkty z traktatów lizbońskich, podpisanych przez Lecha Kaczyńskiego.
Z wielkim prawdopodobieństwem i ochotą zastosowano by na pewno zapis o „bratniej pomocy”, czyli armia niemiecka wkroczyłaby do naszego kraju i dała nam nauczkę, za rzekomą niesubordynację, którą wcześniej wcześniej zaplanowano. Zauważmy jak bardzo chciano wyciągnąć konflikt między PIS a PO na ulice, było to potrzebne jako pretekst, do ingerencji w tzw. wewnętrzne sprawy naszego kraju.

Jako, że każdy „oficer operacyjny” – mówimy tu nadal o urzędach kanclerskich w Niemczech, ma podane dyrektywy do realizacji ale w taki sposób aby różnił się od poprzednika lub następcy, oczywiście po to by zindoktrynowane społeczeństwo miało złudzenie możliwości wyboru. Ostatnio można zaobserwować ogromne bilbordy w Niemczech, na których prezentują się szczególnie często trzej kandydaci Merkel, Schulz i Sara Wagenknecht.

Narracja wyborcza pani Adolfiny jest dosyć jednostajna i przewidywalna, nie pozostawia złudzeń ale też w miarę spokojnie choć uparcie robi to co robi. Główne tematy jej kampanii to uchodźcy, kary finansowe dla opornych krajów UE, natomiast o gospodarkę martwić się nie musi, ta jest solidnie wspomagana przez korporacje, naiwni zaś sądzą iż wynika to z niezwykłej gospodarności Niemców. Jeżeli ktokolwiek zainteresuje się głębiej tym tematem to może się cokolwiek zdziwić jak łatwo przyjdzie mu ten mit obalić.

Wracając jednak do kiełbaski wyborczej dwóch dalszych rzekomych oponentów naszej pani Kanclerz, Sary Wagenknecht i Schulza. Otóż Wagenknecht obiecuje swoim wyborcom walkę z korporacjami, co wydaje się tym zabawniejsze, że sama pochodzi z „rasy korporacyjnej”. Byłoby więc niezmiernie interesujące zaobserwować jak ta kandydatka zamierza ten postulat zrealizować.

Natomiast Schulz to taran, albo „terminator”, genetycznie nienawidzi Polaków, wystarczy przeanalizowć jego przemówienia, przede wszystkim ich bezwzględny i brutalny ton. Schulz (wiadomo z jakich względów nie cierpi państw narodowych) i uważa, że Angela Merkel zbyt ślamazarnie wprowadza w czyn dzieło nowego porządku światowego.
Przypuszczalnie jednak Schulz nie wygra wyborów, ponieważ jego mocodawcy zostawili go sobie na tzw. „dogodniejsze okoliczności”, a te naszym skromnym zdaniem jeszcze nie nastąpiły.

Jako Polacy powinniśmy sobie zdać sprawę, że ten kandydat z wielką przyjemnością zrealizowałby punkt traktatu o prawie ingerencji wojskowej na terenie naszego kraju i przeprowadził by te działania bez „białych rękawiczek”. Gdyby więc miał większe szanse na urząd kanclerza to sytuacja Polaków byłaby nie do pozazdroszczenia. Można wysnuć przypuszczenia, że posunąłby się nawet do działań wojennych.

W jego przypadku nic straconego ponieważ ma szansę zostać jeszcze kanclerzem za parę lat.

Reasumując – można postawić na Merkel, jej pozycja pozostaje raczej niezagrożona, ponieważ po pierwsze robi wrażenie polityka otwartego na inne opcje aniżeli korporacyjne. Jest to jednak mylące ponieważ pani kanclerz jeżeli się nawet wycofuje pod presją to i tak tylnymi drzwiami realizuje plany, które miały być wprowadzone w życie. Po drugie pomimo wielu wpadek z uchodźcami jest nadal dobrze postrzeganym politykiem przez większość społeczeństwa niemieckiego. Według naszych prognoz nawet jeżeli dojdzie w Niemczech w ciągu najbliższych czterech lat do znaczących zmian to niekoniecznie oznaczać musi odsunięcie Angeli Merkel.

Marzanna Polińska

Dodaj komentarz