Wizja ku pokrzepieniu serc II

WSZELKIE PIĘKNO POCHODZĄCE OD ŚWIATŁA JEST PROSTE ALE JAKIEŻ NIEZWYKLE DOSKONAŁE W SWEJ PROSTOCIE (STS)

Na drugi dzień mojego pobytu w świecie pra-Arjów zaplanowano dla mnie spotkanie z wiedźmami (piszę na drugi dzień jednakże jest to określenie umowne i używam je tylko dla naszego lepszego zrozumienia). Ten drugi dzień mojego pobytu miał być dłuższy niż normalny, ponieważ miał trwać nie jak zwykle dzień tam trwał ale jeszcze pół dnia dłużej. Było to związane z seledynowym księżycem, który widziałam poprzedniego wieczoru, bo oprócz złotego słońca on właśnie tego dnia świecił na niebie. Planetę więc oświetlało słońce, które miało nieco inny kolor niż nasze ziemskie słońce, barwa jego była jakby bardziej złoto-żółta i ono nie paliło ani nie oślepiało a na niebie też świecił intensywnym seledynowym blaskiem księżyc. I te dwa przemieszane ze sobą oświetlenia nie powodowały przyciemnienia światła wręcz przeciwnie, wszystkie kolory były jakby jeszcze bardziej intensywne i wesołe. Zaś większa ilość seledynowego światła wydzielała też zapachy, dla mnie była to jakby delikatna mięta zmieszana z żywicą. W tym wypadku się nie pomyliłam i przyznano mi rację, że zapachy wydziela właśnie ten księżyc, który świeci trzy razy w ciągu miesiąca za dnia emanując specjalną energią doładowującą rośliny. Wówczas dzień trwa jakby półtora dnia ale, że księżyc ten ma także dobroczynny wpływ na ludzi więc nie są oni zmęczeni a wręcz odświeżeni, mimo wypełnionego zajęciami dnia w dodatku przedłużonego.

Ja również czułam się jakby na dnie przejrzystego szmaragdowego i pachnącego oceanu, prześwietlonego złotym słońcem. Rozpierała mnie radosna energia i dobry humor, byłam tylko ciekawa jakim pojazdem dojedziemy do wiedźm, bo nikt nie mógł mnie zrozumieć jak opowiadałam o samochodach. Dowiedziałam się , kiedy zobaczyłam jak mój nowy wujek wjechał na trawnik przed domem pojazdem w kształcie melona, który był cały przeszklony. Pojazd nie miał kół i poruszał się z dziesięć centymetrów nad ziemią, matowa była tylko tylna część pojazdu, tam znajdowało się coś w rodzaju układu kierowniczego i zajmował on jedną czwartą całej wielkości szklanego melona. Pojazd był dostosowany dla co najmniej ośmiu osób, siedzenia wyglądały jak puszyste kanapki ale dostosowywały się do układu ciała. Przy każdym siedzeniu wmontowane były różne rodzaje oszlifowanych szlachetnych kamieni. Jednakże tutaj miały za zadanie obsługę siedzącego, zmieniały kolor szybki gdyby było mu zbyt jasno, dozowały zapachy jakie sobie życzył a ciekawe było to, że zapachy nie roznosiły się dalej jak w obrębie danego siedzenia. Inny kamyczek służył do otwierania szafki przy siedzeniu, w której jedna część była przeznaczona na dodatkowy ubiór zaś druga na jedzenie i picie. Kamyczków się nie wciskało jak na ziemi klawiszy tylko lekko muskało palcem, one były nieruchome jak oczka w pierścionkach na muśnięcie reagowały jednak natychmiast.

Wśród rodziny, której byłam gościem panowała podniosła a jednocześnie wręcz pełna radosnej euforii atmosfera, wytłumaczono mi że jedziemy na osobiste spotkanie Rady Wiedźm Naczelnych a na takie spotkanie przeciętny Aria nie ma szans w życiu doczesnym i to nie dlatego, że wiedźmy się wywyższają czy traktują innych zwykłych ludzi z góry. Powód był jak najbardziej przyziemny, otóż Ariów było wówczas wiele miliardów na tej grupie planet a wiedźm naczelnych tylko jedenaście plus naczelny wied. Zatem spotkanie oko w oko z każdym mieszkańcem było po prostu niewykonalne fizycznie dla Rady Wiedźm Naczelnych. Zresztą każdy klan miał swoje wiedźmy i one wspierały go swoją energią oraz radami i wskazówkami. Rzecz jasna, że moce wiedźm naczelnych były potężne bo ich zadaniem była ochrona całej rasy a nie tylko jakiejś mniejszej grupy jak np. wiedźm działających na rzecz klanów, których rolą nie była ochrona a jedynie rozwiązywanie problemów życiowych czy zdrowotnych.

Na pytanie jak dojedziemy do wiedźm, wujek wskazał mi na niebo a tam zobaczyłam mnóstwo jakby kolorowych baloników różnych kształtów, okazało się że to były podobne pojazdy do „naszego”, jedynie podróżujący zaciemniali przed mocnym słońcem swoje podniebne automobile różnymi kolorami. Zdziwiłam się, że w matowej części stateczku jak go nazwałam nie było żadnej skomplikowanej maszynerii jedynie więcej tych oszlifowanych szlachetnych kamieni jak je w myślach określiłam ( i tym razem się nie myliłam) i butelkowo zielony dość spory ekran, który podczas jazdy pokazywał nam różne informacje, zmieniał kolory, raz pokazując obrazy za chwilę ciągi liter czyli tych aryjskich zaokrąglonych run, od czasu do czasu pojawiały się cyfry ale nie było ich tak dużo. Odczytywanie ekranu było dziwne dla mnie ponieważ cyfry czy obrazy nie leżały płasko tylko unosiły się do góry, następnie pod nimi wyskakiwał następny zestaw wiadomości a te przeczytane jakby wracały i wsiąkały w dół tego niby ekranu. Wszystko to było przeplatane informacjami słownymi, głosy należały nie tylko do dorosłych ale dzieci i ludzi bardzo wiekowych. Jazda była wygodna a dla mnie ekscytująca, przecież takich widoków na ziemi nie miałam szans zobaczyć. Unosiliśmy się nad szmaragdowymi lub srebrnymi akwenami wodnymi, roślinność to była feeria kolorów, tak samo domy i dachy domów, jednym słowem nawet w sfilmowanych bajkach czy filmach sf nie zobaczyłam już nigdy czegoś takiego i nigdy nie udało mi się tego przenieść na papier. Na niebie podczas całego miesiąca przebywania tam nie zauważyłam też żadnych chmur.

Naszym pojazdem dotarliśmy wreszcie do ogromnej metropolii, aczkolwiek żaden z budynków nie przekraczał tam czterech pięter, i wszystkie stały w otoczeniu potężnych różnokolorowych drzew. Tutaj było wyraźnie widać kopuły dachów, zbliżaliśmy się do ogromnej kopułowej budowli na moje oko miała ok 5 km średnicy. W ty miejscu pozostawiliśmy swój pojazd aby przesiąść się do nieco innego również w kształcie melona i również przezroczystego ale ten był ogromny mógł pomieścić ok. tysiąc pasażerów, więc podzielono go na sektory. Sterownie miał chyba z przodu i z tyłu bo te dwa miejsca były matowe i siedzący tam mężczyźni byli tak samo ubrani w srebrne długie bluzy bez guzików i srebrne szarawary. Po raz pierwszy i ostatni raz w życiu miałam okazję ujrzeć wśród podróżujących tyle roześmianych i rozgadanych ludzi, i do nas natychmiast podchodziła ogromna ilość nieznanych osób, serdecznie nas obejmując, jakbyśmy byli rodziną. Co najważniejsze ta serdeczność i ciepło były szczere, dla mnie taka otwartość w miejscu publicznym była szokiem, oni zachowywali się jak na wiejskim weselu. Wujek cały czas niósł mnie na rękach, bo inaczej nic bym wśród tych wielkoludów nie zobaczyła. Zauważyłam, że ludzie przyglądali mi się z zaciekawieniem ale robili to bardzo dyskretnie, wszyscy ściskali się i całowali w policzki wszystkich nawzajem.

Jeżeli chodzi o ich ubrania to były bardzo fantazyjne tak samo fryzury, jednakże wszystkie kobiety i dziewczynki nosiły długie włosy. Aczkolwiek fryzur było mnóstwo od koków, z których spływały kaskady włosów do skromnych warkoczy. Nie widziałam tam typowych spodni ani krótkich spodenek czy bardzo krótkich sukienek, guzików, szpilek oraz nakryć głowy. Moda kobieca miała jeden wspólny element, wszystkie sukienki czy spódnice były dopasowane w talii. Kobiety nosiły jednak garderobę zarówno dopasowaną do figury jak też pełną różnych falbanek, plisków, zakładek itd…. Jeżeli chodzi o obuwie to często noszono buty pod kolana ale były one bardzo lekkie i nosili je głównie młodzi mężczyźni, starsi przeważnie mokasyny i sandały. Kobiety zaś albo coś w rodzaju fantazyjnych ozdobnych baletek albo buciki lekko ponad kostkę ale palce miały zawsze na zewnątrz. Pewnie ze względu na ogromną ilość ludzi, moda była bardzo zróżnicowana i często bardzo oryginalna, tłum był niebiańsko kolorowy. Na statku nie było żadnych ochroniarzy czy stuardess, tylko ośmiu mężczyzn pełniących funkcje kogoś w rodzaju pilotów. Statek huczał jak ul, niemniej osoby które zechciałyby odpoczywać, musnęły odpowiedni kamyk i pojawiał się nad ich siedzeniami matowy jedwabny jakby kokon i już nie słyszeli najmniejszego odgłosu ze statku. Tak zrobiła po pewnym czasie i „moja rodzina”, ponieważ przed nami było dwa do trzech dni drogi powietrznej a ja męczyłam się trochę szybciej niż oni. Rzeczywiście przespałam większą połowę drogi i czułam się potem wypoczęta jak nigdy na ziemi.

Ogromny statek szybował wysoko tak że nie bardzo było widać jakichś konkretnych widoków jedynie czasem tęczowe kolorowe plamy, potem nie było widać już nic oprócz seledynowo granatowego nieba, jakby pomazanego delikatnie srebrem. Kurs był chyba w kierunku wschodzącego słońca czy słońc, ponieważ przy lądowaniu pojawiła się jeszcze jedna złota kula ale zdecydowanie mniejsza od tego słońca, które widziałam na „naszej” planecie, była też trochę mniejsza od słońca na Ziemi.

Lądowanie na tej planecie trwało krótko ale mi się kojarzyło z wjazdem do nieba, było to coś zapierającego dech w piersiach otwierała się jakby błękitno złoto różowa brama a w głębi niej cudowne kwiaty jakby łąki czy ogrody, niestety nie potrafiłam tego nazwać i nie potrafię opisać tego do dzisiaj. Być może po jakiejś specjalnej głębokiej medytacji otrzymam podpowiedź jak to Wam przybliżyć. „Moja rodzina” i te sto osób, które również miały za cel planetę nazwaną na część córki Abla niestety nie umiem napisać jej imienia, bo to była jakby fraza muzyczna, również były zafascynowane, pomimo że znały tę planetę, ponieważ oglądali ją od czasu do czasu w swoich „domowych kinach” tak nazwałam te hologramy, które pojawiały się w każdym domu Arjów, jeżeli zaszła taka potrzeba. Czasem myślę skoro tak piękne były planety Arjów i innych żyjących wówczas ras, to czym musi być niebo, czyli rzeczywiście tam już granice naszej ludzkiej wyobraźni nie sięgają.

Po wyjściu z ogromnego statku czekało na pasażerów wiele małych pojazdów, tym razem o różnych kształtach na nas czekała błękitna ryba, w środku było widać po różnych zabawkach, że była przygotowana specjalnie dla dzieci. Rzeczywiście wśród ponad stu pasażerów była tylko trójka dzieci ja i dwójka goszczącej mnie rodziny. Mogłyśmy objadać się różnymi przysmakami, niektóre znałam z ogromnego statku międzyplanetarnego, inne były zupełnie nowe. Oczywiście jedzenie było nieporównywalnie bogatsze niż na Ziemi ale nie było mięsa, ja tego nie zauważyłam, ponieważ wybór był w tysiącach przeróżnych smaków ale zostałam poinformowana o tym później. Większość była przepyszna, niestety nie byłam w stanie posmakować wszystkiego więc zdałam się na rady dzieci.

Miasto, w którym rezydowały wiedźmy nie było zbyt duże miało ponoć ok. 50tyś. mieszkańców, cechowała je jednak specyficzna atmosfera miejsca, które często musi kogoś gościć. Ludzie machali do nas ponieważ poruszaliśmy się zupełnie nisko nad ziemią może kilka metrów by potem toczyć się powoli po ulicy o szerokości jakiegoś placu. Im bliżej było rezydencji wiedźm tym było ciszej oraz ludzie tam przebywający wyglądali co prawda na uśmiechniętych i przyjaznych ale bardziej skupionych aniżeli tłum w centrum tego miasteczka. Budynki były tam rzeczywiście bajkowe i ani jeden nie był podobny, z tych oczywiście które dane było mi zobaczyć. W miasteczku było mnóstwo rozmaitych zwierząt niektóre dosyć spore ale na pewno nie groźne, jak każde dziecko miałam ochotę je głaskać i przytulać przynajmniej te puchate. Dane było mi to zrobić po audiencji u wiedźm i wrażenie było niezapomniane ponieważ zwierzaczki były inteligentne a przy tym słodkie i chętne do zabawy.

Pierwsze wrażenie rezydencji wiedźm było bardzo interesujące ponad okrągłym budynkiem fruwało jakby mnóstwo kolorowych kamieni ale one nie spadały i nie oddalały się od dachu, Spodobał mi się jeden okrągły złoto biało niebieski i zanim zdążyłam pomyśleć złoto bladoniebieskie promienie łaskotały moją buzię to tak jakby kamień czytał w moich myślach. Przeszliśmy do ogromnego holu i stamtąd do małego pomieszczenia z kanapami i stolikami w kształcie chyba grzybków, później okazało się, że to była winda na czwarte i ostatnie piętro. Sala do której weszliśmy była cała błyszcząca w lekkim błękicie, nawet okna wydawały się błękitne ale można było wszystko przez nie obserwować szczególnie przepiękne drzewa i rośliny na zewnątrz. Wied i wiedźmy i nie zajmowały tym razem swoich tronów Tak w myśli nazwałam ich ozdobne kolorowe fotele tylko stały w swobodnie w grupkach, więc teraz już nie powalała mnie ich siła i charyzma ja za pierwszym razem, ale czułam podskórnie ich potęgę ale też coś w rodzaju błogości, którą roztaczały.

Zniewalała ich oryginalna i niepowtarzalna uroda, przede wszystkim ogromne zajmujące pół twarzy oczy, które były jak przelewająca się krystaliczna seledynowo błękitna woda. Następnie niezwykle smukła talia, tak że zastanawiałam się czy one w ogóle mają żołądek. Włosy jak już wcześniej napisałam miały o różnych odcieniach czyli były nie tylko perłowowłose ale także i ciemnowłose. Ich niezwykła uroda jednak w żaden sposób nie upodobniała ich do np. ziemskich lalek, to był zupełnie inny rodzaj piękna, dziś bym to określiła jako piękno charyzmatyczne. Ich skóra była tak delikatna, że po pierwszym uścisku odsunęłam rękę bo wiedziałam już, że mój uścisk sprawiał ból. Wiedźmy jednak mnie pocieszyły, że pomimo pozornie delikatnego wyglądu są bardzo silne i rzeczywiście nosiły mnie na rękach większą część audiencji i nie były wcale zmęczone. Z rodziną do której trafiłam wiedźmy i wied rozmawiali jakby znali się od lat i nie było tam nic wymuszonego. Po przejściu do nieco innej sali zasiedliśmy do posiłku, ja i moja rodzina lubiliśmy dobre jedzenie i żaden gość nie wyszedł od nas głodny, pomimo tego zaszokowało mnie u Arjów częste jedzenie i przykładanie bardzo dużej wagi do odżywiania się, później mi oczywiście wytłumaczono powód tego.

Moje zdziwienie budził też fakt, że pomimo częstych i obfitych posiłków są tak szczupli i smukli. Niestety dopiero u wiedźm zauważyłam, że ja zjadam dwa razy więcej niż mój nowy wujek czyli więcej niż mężczyzna czym bardzo się zawstydziłam. Wiedźmy wytłumaczyły mi jednak, że to nie powód do wstydu ponieważ ich jedzenie jest prawdopodobnie o wiele lżejsze niż moje ziemskie i klimat także wpływa na szybszą przemianę materii u mnie, a jem stosownie do mojej budowy i potrzeb organizmu. To wytłumaczenie pokonało szybko moje opory więc jadłam sobie do woli. Pomimo radosnego przyjęcia czułam, że coś runęło w świecie wiedźm, wyczuwałam ich ogromny smutek i żal, oczywiście dobrze maskowany, ale wiemy że dzieci są doskonałymi obserwatorami.

Powód tego był jeden mój wygląd a także moje opowiadania zaświadczyły o przyszłej degrengoladzie ich ukochanej rasy. Znały przepowiednie ale co innego mieć dany przekaz a co innego zobaczyć go zmaterializowany. Byłam określana na Ziemi jako wyjątkowo piękne dziecko, natomiast jak rozpatruję retrospektywnie mój wygląd i wygląd Arjów to byłam w porównaniu do nich na poziomie ropuszki. Moi ukochani przodkowie mieli jednak litość i nie nazwali mnie żabą tylko „kamiennym dzieckiem”, czyli mało zwrotne, ciężkie i chropowate w dotyku. Jednakże ich miłość w stosunku do mnie nie pozwalała mi czuć się ani jednej minuty gorszą czy odrzucaną i może to było jednym z najpiękniejszych i wzruszających aspektów mojej przygody. Z wielu rzeczy i spraw tam poznanych jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy, pojęłam ich wagę i znaczenie dopiero później jako osoba dorosła.

W trzeciej części przedstawię pokrótce rozmowę z wiedem i wiedźmami, jak funkcjonowała ta ogromna cywilizacja bez pieniędzy, jak pracowali ludzie i ich wzajemne stosunki oraz z czego były zbudowane ich inteligentne domy i pojazdy oraz klimat.

Wnuczka sławjańskiej wiedźmy

4 komentarze

  • Ada

    Witaj ukochana siostro, tak jak piszesz przywiodła mnie tutaj energia a ponieważ nie wierzę w przypadki chciałabym poradzić się Ciebie w pewnej sprawie.
    Otóż właściwie przez całe moje życie za czymś tęsknię i nie jestem taka jak inni. Mam doskonałą intuicję do ludzi i sytuacji. Wyczuwam fałsz i zło. Miewam też przebłyski przyszłości niektórych osób. Zawsze kochałam naturę i wierzyłam w baśniowe morały o tym, że dobro zwycięża. Kiedy usłyszałam o zbliżającym się CZYMŚ w niedługim czasie zaczęło się we mnie w przyśpieszonym tempie zmieniać wszystko w moim sercu. Zostałam poprowadzona przez miłość do prawdy. Doświadczyłam przepięknego rozpłynięcia się w świetle MIŁOŚCI i widzę teraz i słyszę więcej niż kiedyś. Strasznie boli mnie serce, bo nikt nie chce mnie słuchać, kiedy mówię im prawdę w bardzo delikatny pełen miłości sposób. Tylko dzieci widzą to światło, które we mnie świeci. Ostatnio jedna mała 3-letnia dziewczynka powiedziała na mnie wskazując palcem “piękna pani”. W rzeczywistości jestem wręcz przeciętna i o piękności twarzy nie może być mowy. Wiem, że natura do mnie mówi: drzewa, woda, kwiaty, ptaki itp. Ostatnio zobaczyłam straszne obrazy bestii i wizji dla ludzi, jeśli się nie obudzą. Czy możesz mi coś nieco poradzić, bo tylko tutaj, w Twoich słowach znajduję porozumienie dusz. KOCHAM CIĘ całym sercem i wiem, że kiedyś się zobaczymy w tej przepięknej krainie, do której tęsknię od urodzenia. ADA

    • Witaj Kochana Sławjańska Siostro, bardzo się cieszę, że wróciłaś to tego pięknego sławjańskiego pozdrowienia, właściwie już aryjskiego, to powinno być zawołanie nas wszystkich obudzonych. Rozumiem Twoje tęsknoty, ja także tęsknię – tym bardziej, że wiem za czym. Nic nie szkodzi, że jesteś nierozumiana teraz przyjdzie czas, że wielu Cię doskonale zrozumie, bo nadchodzi czas wiedów i wiedźm sławjańskich. Po prostu po rozmowie z człowiekiem dodaj taką formułkę „jesteś poinformowany od strony Światła, tylko od Ciebie zależy co z tym zrobisz i to ciebie dotkną konsekwencje twojej decyzji”- to już jest zaklęcie wiedźm i ma energie wyższe i zapewniam Ćię po tym wielu się zastanowi. Dużo ludzi powiedziało mi, że po tym miało ciarki na całym ciele a to po prostu była stara sławjańska energia ale wielu się tego bało i musiałam przerywać czasem formułkę. A Ty po prostu odejdź mówiąc w duchu ,że zostawiasz to siłom wyższym, bo być może masz misję uświadamiania do spełnienia. Jeżeli masz jakieś konkretne wizje to załóż kanał na you tubie aby budzić ludzi. Natomiast jeżeli masz wrażenie ,że coś ważnego musisz przekazać światu idż do lasu gdzie są stare drzewa i wybierz te które Cię przyciągają zaprzyjaźnij się z nimi i czekaj na wiadomości od nich i sama im mów co chcesz aby świat usłyszał, po wszystkim mów do nich „otaczam cię kordonem mojej miłości, nikt nie ma prawa ciebie ściąć aż samo zadecydujesz, że odchodzisz” drzewa są doskonałymi przekaźnikami informacji tylko trzeba umieć słuchać, to są bardziej żywe istoty niż ludzie. Mam wrażenie, że nie tylko spotkamy się w tej pięknej krainie ale może wcześniej, moim marzeniem jest zorganizować wszystkim tym wspaniałym sławjańskim duszyczkom, pokrewnym i bratnim duszom wyjazd do Rosji do prawdziwego sławjańskiego miasteczka Łuniewa do Rosji. Niestety jest to kosztowne więc nie wiem kiedy mnie będzie stać, ale dam Ci znać na pewno. Obecne nasze ciało ma wygląd jaki ma ale jeżeli jest w nas obudzone światło Boga to nie ma większego szczęścia, dla wszystkich którzy się z taką osobą stykają. Niestety większość ludzi ma już energię biorobotów masońskich, należy tylko im współczuć. Nie schodź ze swojej ścieżki a jak Ci smutno napisz do mnie. Otaczam Cię starą aryjską energią i proszę bogów sławjańskich i szlachetnych przodków Arjów by dawały Tobie siły.

      Wnuczka sławjańskiej wiedźmy

    • Witaj Adrianie , oczywiście, że Venusjanie to Arjowie i część rasy błękitnej, pisałam o tym ale jakiś artyk z pewnymi wyjaśnieniami jeszcze dodam. Jak zwykle serdeczne dzięki Tobie za link o Tesli naszym sławjańskim jedynym takim we współczesnym świecie, geniuszu, masoneria przejęła wszystkie jego materiały., niestety jak prawie wszystko na Ziemi.

      Pozdrówka sławjańskie
      Wnuczka sławjańskiej wiedźmy.

Dodaj komentarz